Przychodzę do Was po raz drugi właściwie w tym samym celu - zareklamować się (reklamy nigdy za dużo!), jako że wciąż ten mój blog cieszy się jakimś zainteresowaniem i trochę osób na niego wchodzi, pomyślałam, że dobrze byłoby wspomnieć o tym, co dzieje się na drugim (a nuż kogoś to zaciekawi). Zwłaszcza, że minęło już trochę czasu, poprzednie opowiadanie zostało skończone, a teraz piszę się kolejne, które (być może) okaże się bardziej w Waszym guście. Jednak żeby nie było, że tak tylko gadam, wstawię Wam tutaj opis i jak to wszystko wygląda.
Właściwie do tego już napisanego też wstawię, bo za wiele to ja w poprzednim poście o nim nie napisałam, więc właściwie, czemu nie ;)
(żeby przenieść się na bloga, kliknij w zdjęcie)
Opis: W
świecie Marcela nie zawsze było kolorowo. Właściwie to było całkiem na
odwrót: życie bez przerwy kopało pod nim dołki, a ten, niczego
nieświadomy, wpadał w nie za każdym razem.Tak było i w te wakacje, kiedy
zapożyczył się i żył beztrosko do czasu aż nie trzeba było oddać kasy - kasy, której oczywiście nie miał. Wydawałoby
się, że gorzej już być nie mogło, jednak na jego drodze niespodziewanie
pojawił się prześladowca z gimnazjum, który gotów był ponownie
zrujnować mu życie oraz jego kuzyn - jedyne wybawienie z całej tej chorej sytuacji; promyczek nadziei,
pozwalający uwierzyć Marcelowi w szczęśliwe zakończenie, a jakby tego
było mało, przyprawiający go o szybsze bicie serca.Ostrzeżenia: wulgaryzmy, przemoc, opisy homoerotyczne
Gatunek: obyczajówka, komediodramat
Status: zakończone
Data publikacji: 04.2018-12.2018
Fragment rozdziału 1:
Nic nie zapowiadało tego, co miało się
wkrótce wydarzyć. Ot, zwykłe piątkowe popołudnie, wakacje, pełen luz i relaks.
Na starym blokowisku, jak zawsze, toczyły się te same rozmowy. Matka poprawiała
dziecku zbyt ciężki plecak, inne smarkacze bawiły się na trzepaku, a po
drugiej stronie osiedla garaże oblegała groźnie wyglądająca grupka chłopaków. A
w niej znalazł się również Marcel. Z rękami wciśniętymi głęboko w kieszenie i z
zestresowaną miną, patrzył na czwórkę dryblasów - napakowanych, ubranych w te swoje dresy i na dodatek
z butelkami po piwach w rękach, prezentowali się nad wyraz groźnie. Szczególnie
dla takiego zwykłego chłopaczka, jakim był Rogacki.
- No przecież mówiłem, że oddam ten hajs! - Spojrzał nerwowo na całą
bandę, cofając się wolno, jakby chciał im przemknąć niezauważenie i schować się
gdzieś pomiędzy garażami. Ucieczka była jednak niemożliwa i to nie dlatego, że
Marcel był zbyt słaby, by biec przez kilkadziesiąt ładnych minut, zanim by ich
zgubił. Nie, chodziło raczej o to, że przed tą grupą nie było jak zwiać - chciał czy nie chciał, kiedyś i tak by go znaleźli, a on odwlekał tę chwilę i
tak zdecydowanie zbyt długo. Nic dziwnego więc, że nasłano na niego taką
zgraję. - Dajcie mi jeszcze
tylko kilka dni a zwrócę wszystko, co do grosza. Serio! - paplał, zaciskając dłonie w pięści, tak
jakby miały go przed czymś ochronić. Może i by ochroniły… Gdyby tylko wyjął je
z kieszeni i zasłonił nieprzyzwyczajoną do bólu twarz. On jednak w dalszym
ciągu wciskał te swoje patyczki w spodnie, kuląc się jakby miało mu to pomóc
wyparować.
- Każdy tak mówi - skomentował jeden z chłopaków. - Zasady są proste. Bierzesz
kasę, masz miesiąc i musisz oddać. U ciebie minęły trzy miesiące, więc sam
widzisz, jak jest - ciągnął
kpiąco, podchodząc o krok bliżej. Chłopak ten miał nieprzyjemnie krótkie, blond
włosy i stalowe spojrzenie, a ubrany był w ciemną, wpadającą w granat bluzę z
Adidasa.
- Ale ja absolutnie nie wiedziałem, że
mam tylko miesiąc! - bronił
się słabo, uciekając wzrokiem na boki, byleby tylko dalej od tego napakowanego
blondyna, do którego nie czuł nic poza nienawiścią. No i może strachem. I
niechęcią, i wstrętem…
- Nie wiedziałeś? - wypalił, a po wyrazie jego twarzy Marcel
mógł stwierdzić, że chłopak nie przejął się za bardzo tym małym kłamstewkiem.
Burak. - Jak to było? Ignorantia legis non excusat - wyszczerzył się, zapewne chwaląc się swoim popisowym tekstem, na co Rogacki jedynie zmarszczył twarz, starając się to sobie szybko przekalkulować na język polski. Bo, co tu dużo mówić, z łaciny to on nie był najlepszy, ale że na wosie trochę było... Coś z tego zrozumiał. Chyba. Zresztą, nie trudno było wywnioskować z kontekstu. - Więc nie ma, że boli. Masz oddać hajs. I masz na to maks trzy dni. Inaczej wiesz, co się stanie? - zapytał, podchodząc na tyle blisko, że Marcel mógł poczuć na twarzy jego oddech. - To się stanie. - I przywalił Marcelowi prosto w brzuch. Mocno. Na tyle mocno, że chłopak aż zgiął się w pół, a oddech uciekł z jego ust. - Tylko, że będzie gorzej. Czaisz? - dopytał jeszcze blondyn, tak pewnie by nakreślić powagę sytuacji.
- Tak - charknął, kiedy już na powrót mógł złapać oddech. Posłał zaraz chłopakowi srogie spojrzenie, pełne nienawiści, ale nie odezwał się więcej. Zdecydowanie nie chciał dostać drugi raz, bo i tak nie był pewien, czy wszystkie żebra ma na swoim miejscu...
- To świetnie, Rogacki - oznajmił z zadowoleniem, a na jego głupkowatej gębie zagościł tak samo głupkowaty uśmieszek.
Po prostu gorzej być nie mogło, pomyślał Marcel, przyglądając się z nienawiścią temu pacanowi, który właśnie go wyminął, nie zapominając przy tym potrącić go z bara, ot tak, dla funu. Na szczęście reszta tej zgrai już się na niego nie rzucała. I dobrze, bo Marcel faktycznie byłby w stanie się im postawić, a wtedy to już tylko gorzej dla nich!
- Szmaciarz - mruknął pod nosem, rozmasowując obolały brzuch. Spojrzał do góry na to samo, znajome osiedle i przeklął tych wszystkich ludzi, którzy w dupie mieli to, co tu się własnie stało. A stało się, do licha! A co gorsza, miało stać się jeszcze więcej, bo on nie miał nawet połowy tych pieniędzy, o których była mowa.
A trzeba zaznaczyć, że nie była to stówa czy dwie... [czytaj dalej]
- Tak - charknął, kiedy już na powrót mógł złapać oddech. Posłał zaraz chłopakowi srogie spojrzenie, pełne nienawiści, ale nie odezwał się więcej. Zdecydowanie nie chciał dostać drugi raz, bo i tak nie był pewien, czy wszystkie żebra ma na swoim miejscu...
- To świetnie, Rogacki - oznajmił z zadowoleniem, a na jego głupkowatej gębie zagościł tak samo głupkowaty uśmieszek.
Po prostu gorzej być nie mogło, pomyślał Marcel, przyglądając się z nienawiścią temu pacanowi, który właśnie go wyminął, nie zapominając przy tym potrącić go z bara, ot tak, dla funu. Na szczęście reszta tej zgrai już się na niego nie rzucała. I dobrze, bo Marcel faktycznie byłby w stanie się im postawić, a wtedy to już tylko gorzej dla nich!
- Szmaciarz - mruknął pod nosem, rozmasowując obolały brzuch. Spojrzał do góry na to samo, znajome osiedle i przeklął tych wszystkich ludzi, którzy w dupie mieli to, co tu się własnie stało. A stało się, do licha! A co gorsza, miało stać się jeszcze więcej, bo on nie miał nawet połowy tych pieniędzy, o których była mowa.
A trzeba zaznaczyć, że nie była to stówa czy dwie... [czytaj dalej]